Marta
Obiektywnie to raczej kiepska impreza: 9 dni marszu w pocie, spiekocie (ewentualnie deszczu), marne wyżywienie, noclegi w namiotach z widokiem na inne namioty, wciąż wśród tłumów. Biorąc pod uwagę cel, do którego się zmierza, Jasną Górę, to najgorszy z możliwych sposobów podróżowania. O ile szybciej można dotrzeć na miejsce autobusem!
O pielgrzymce nie można mówić inaczej jak tylko subiektywnie. Pewnie każdy jej uczestnik mógłby powiedzieć coś innego, bo przecież Bóg traktuje nas nie jak tłum, ale bardzo indywidualnie, mówiąc do każdego po imieniu. To właśnie On jest Głównym Przewodnikiem, a Orzech Jego prawą ręką. Doświadczenie wszystkich tych wspomnianych i przemilczanych wcześniej niewygód nie przeszkadza w przeżyciu rekolekcji- dialogu z Bogiem-nawet pomaga! Szczególnie w uświadomieniu sobie, że wszyscy jesteśmy pielgrzymami, niezależnie od tego czy wiele podróżujemy czy nie ruszamy się z domu.
Obiektywnie my, pielgrzymi, jesteśmy wariatami. Subiektywnie ci, którzy doświadczyli tej swoistej epidemii pielgrzymkowej (którą zaraża się raz i choruje przez całe życie) coraz bardziej uświadamiają sobie, że potrzebują tych 9 dni w roku, by zachować zdrowie duchowe.
Paradoksy? Dla mnie, po pięciu przeżytych pielgrzymkach, nie. Raczej tajemnica, jeden z kategorii cudów. Czy kiedyś zdołam pojąć ten fenomen? Może u kresu ziemskiej drogi?…
Weronika
Przed tron Jasnogórskiej Pani wędrowałam z 20-letnim synem Pawłem i 74-letnią siostrą Katarzyną, która była najstarszym pielgrzymem w naszej grupie. Szliśmy ze “Złotą Piętnastką” – to nazwa naszej franciszkańskiej grupy z Karłowic. Wszyscy kroczyliśmy do jednej Matki – nie było wśród nas pań, panów – zwracaliśmy się do siebie bracie , siostro, co tworzyło klimat bliskości z drugim człowiekiem.
Młodzież była bardzo wrażliwa i użyczała swoich sił na zasadzie “jedni drugich brzemiona noście”. Każdy dzielił się poczęstunkiem, ogólnie panowała atmosfera wielkiej życzliwości. Tworzyliśmy prawdziwą wspólnotę. Pielgrzymka to rekolekcje w drodze – jest czas na modlitwę, konferencje oraz refleksje nad własnym życiem. Szczególnie temu sprzyjają odcinki drogi przeżywane w zupełnej ciszy. Z przyjemnością patrzyłam na młodzież z naszej parafii, która aktywnie uczestniczyła w pielgrzymce – jedni jako porządkowi, inni w zespole muzycznym. Wyjątkowej atmosfery pielgrzymki nie da się opisać, to trzeba przeżyć.
Urszula
Musieliśmy wcześnie wstać, by dojechać do Watykanu na Mszę św. o 7.15. Po Mszy opuściły mnie siły i ledwo chodziłam. A tu Święte Schody, nie wolno z nich zawrócić…Idę na kolanach. Nikogo przede mną nie ma. Idę. Zobaczyłam poręcz. Trzymam się jej. Widzę ślady krwi Chrystusa (…).
Zapraszamy Was do przeczytania opowieści Urszuli o swoich doświadczeniach w Pielgrzymowaniu na Jasną Górę w Gościu Niedzielnym.